niedziela, 27 października 2013

"Łzy są kroplami krwi duszy..."

"...a ból jest morzem istnienia."
Lubie sobie czasem dopowiedzieć słowo lub kilka do cytatu. Ten z tytułu jest jednym z nich.
Dzisiaj- a raczej już wczoraj- skończyłam pisać Cursed Prince. W sumie...tak skończyłam ale wiadomo kilka poprawek...mam nadzieje że będzie dobrze.
Wracając do tematu.
Łzy.
Dzisiaj pozwoliłam by kilka z nich spłynęło po mojej twarzy, widziałam dużo łez i czytałam o łzach. I pomyślałam...kurcze, łzy mają tyle znaczeń...tyle do przekazania...są transferem informacji....jednak są najgorsze do zinterpretowania.
Ktoś może płakać ze śmiechu...to chyba te najlepsze łzy....najmniej niebezpieczne.
Łzy smutku w sumie są najgorsze. Bolą, czuje się ich gorąc na skórze i najdłużej się ich pozbywa.
Są jeszcze takie łzy którymi się płacze bez powodu. Ostatnio szłam z psem moją zwykła trasa i kiedy nagle weszłam na ścieżkę gdzie nie było mnie widać z żadnej strony i zaczęłam płakać. Do teraz nie wiem dlaczego...dlaczego akurat w tamtym momencie bo kiedy wchodziłam na ścieżkę nawet nie byłam smutna! To było takie dziwne uczucie ale jakby...mi ulżyło. Łzy są dobre...czasem strasznie potrzebne. Czasem chwila zwykłego płaczu pozwala poczuć się lepiej.
Ja jestem raczej emocjonalną osoba ale jeśli chodzi o płacz...zawsze przychodzi z lekkim opóźnieniem. Jakbym nie uświadamiała sobie tego, że tak, Gomili teraz możesz płakać, możesz a nawet powinnaś. To zawsze przychodzi później. Czasem po tym kiedy zdam sobie sprawę, że to na prawdę miało miejsce.
Taką sytuacją był pogrzeb mojej babci. Płakałam...gdy się dowiedziałam w sumie tyle co kot by napłakał. Gdy wspominałam ją jeszcze przed samą ceremonia...chciałam płakać ale jakoś...jakby nie bo po co? Przecież babcia była chora, wiedziałam, że tak się stanie mimo to ...czułam się tak strasznie. Każdy płakał gdzieś po kontach a ja byłam jak taka góra lodu co tylko snuła się po domu starając pocieszyć się jakąś wesołą piosenką czym doprowadzałam za pewne wszystkich do szału. Gdy jechałam samochodem na pogrzeb słuchałam takiej jednej piosenki w kółko.


Przed wyjazdem oglądałam "Scrubs" lub jak kto woli 'Horych Doktorów" W jednym z ostatnich odcinków sezonu leciała ta piosenka. I ponieważ strasznie mi się spodobała oczywiście jej słuchałam. Nie jest ona strasznie smutna jest taka...prawdziwa w sumie. Wiec jadąc na ten pogrzeb słuchając tej piosenki myślałam tylko o tym jak już chce znów wrócić do domu bo czuje się tak okropnie. Moja druga babcia od strony mamy...nawet ona cicho sobie płakała a ja nic. Przykre uczucie. I....kiedy weszłam do kościoła w wiosce w której mieszkała moja babcia, którego tak nie lubiłam bo było tam zimno i ksiądz był dziwny. I kiedy wnieśli trumnę i podnieśli wieko...wydałam z siebie taki dźwięk, że byłam pewna, że wszyscy wtedy mnie usłyszeli. Prawie upadłam bo....to była moja babcia, tam w tym pudle a ja nie płakałam przez cały tydzień....Nie mogłam przestać, nawet to że mój tata cały czas tam ze mną był ze mamie kończyły się już chusteczki ja nie mogłam. Było tak zimno że moje łzy wręcz paliły mnie w twarz. Zagłuszałam organistę i księdza i klęczałam tam tak długo, że myślałam gdy wstałam, że nie będę mogła chodzić. Widziałam spojrzenia tych wszystkich ludzi, których w większości nie znałam. Widziałam zapłakaną twarz mojego wujka, którego nigdy nie widziałam by płakał tak sama jak tatę. Chciałam stamtąd wyjść, ksiądz wyglądał jakby chciał mnie przytulic a ja nie chciałam by on mnie przytulał tylko moja babcia. Jak wyszłam z kościoła byłam pewna, że wyglądam strasznie, że znów wszyscy się na mnie patrzą. Bo gdy tylko opuściłam kościół łzy przestały płynąć ...nic...byłam tylko blada i dalej się trzęsłam bo jasna cholera tam było tak zimno! Jakiś mężczyzna mnie uściskał nie wiedziałam kim on jest. Pachniał papierosami i wazeliną i miałam ochotę uciec ale wiedziałam że nie powinnam więc tam stałam. Po powrocie do domu włączyłam tą piosenkę ale nie mogłam jej słuchać. Bo widziałam tylko tą jazdę na pogrzeb i chciało mi sie płakać. Dopiero teraz, niedawno mogę ja sobie w całości posłuchać już nie płacząc. W sumie teraz nie wiem po cholerę ja tu to napisałam tylko się poryczałam ale...o Boże jak dobrze się teraz czuje. Wzięło mnie pewnie akurat na taki moment z życia gdyż jutro/dziś jadę odwiedzić moją babcie no i dziadka. Nie wiem jak mój tata dał sobie rade z tym że jego rodzice nie żyją...oboje. Wole na razie o tym nie wiedzieć.
Ale przechodząc do sedna. Wtedy w kościele kiedy tak wybuchałam...później czułam się tak lekko...Nawet teraz czuje się tak świetnie ....że nie jestem jakaś bez uczuć...że łzy dają ulgę. Wiec nie rozumiem ludzi którzy mówią "Nie płacz musisz być silna.". Nie jestem silna ja nawet nie chce jeśli chodzi o jakieś ważne sprawy. Czemu mam nie płakać kiedy chce bo poczuje się lepiej? Ja wiem że czasem to głupie, że na przykład ostatnio popłakałam się z tego że poprawiałam szmatę z matematyki na dwa. Okey ale ludzie...mam rozszerzoną matmę a ja ledwo zdałam z podstaw wiec...uhh to było coś zwłaszcza że nawet się nie uczyłam. Nie po prostu nie lubię togo 'Nie płacz bocośtam'. Jak chcesz płakać, to płacz. Godzinami, dniami, latami. Co jest w tym złego? Nawet jeśli płaczesz z powodu zgubionej ulubionej spinki, albo czegoś równie błahego...od tego są łzy by je kurde wypłakać. Trzeba być silnym okey...ale nie płakanie nie polega na byciu silnym. Naprawdę. Wiec...mimo tego długiego wstępu i trochę zbędnych części przechodzę do puenty.
Bądźcie silni ale nie bójcie się okazywać swoich uczuć. Swoich łez. "Faceci nie płaczą" jest tak samo durne jak "nie płacz musisz być silna/y". Facet też człowiek niech płacze nie stanie się mniej męski...
W sumie do napisania tej notki popchnęła mnie sytuacja która zaczęła mnie otaczać. Strach przed okazywaniem uczuć innych osób...czasem tych z twittera, czasem kogoś ze szkoły, rodzice...nie wiem o co chodzi...Przyznaje że ja nie lubię okazywać swoich uczyć w oczywisty sposób...za często. Jestem typem samotnika ale też i romantyka do tego jestem strasznym shipperem skinshipu (xD) wiec jeśli tylko ktoś pozwala mi się przytulić ja to wykorzystuje. Ci którzy dobrze mnie znają wiedzą, że ja przez uścik okazuje wiele uczyć. Wdzięczność, miłość, tęsknotę, strach, radość, ból...mimo iż każdy uścisk wygląda tak samo. Moja mama którą 'hugam' najczęściej dobrze wie że czasem jak ja przytulam boli mnie głowa wiec pyta czy chce tabletkę. Albo czuje ze zaraz zacznę płakać więc ukrywa moją głowę przed wzrokiem taty. Ona tak dobrze to odróżnia przez to że ja potrawie w czasie robienia czegokolwiek przestać i podejść do niej powiedzieć "tulim" i się tulim. W kuchni, na progu łazienki, w przedpokoju na kanapie. Jestem skomplikowana ale wystarczy chwila pomyślunku i wiesz wszytko XD
Wiec ludzie...radzę wam znaleźć dobry sposób na okazywanie uczyć...bo ich skrywanie nie pomaga ani waszemu zdrowiu ani nikomu dookoła.
Płaczcie, przytulajcie, krzyczcie...co chcecie. Nie róbcie tylko z siebie pojemnika na emocje....na serio dobrze wam radze.
Poryczałam sobie...nie wiem o czym jest ta notka ale...tak...po to jest ten blog w sumie ^^
Tulim? xD



G.G

1 komentarz:

Followers